Obiecałam Wam wczoraj, ze pośmiejecie się troszkę więc nie będę tu zbyt długo marudzić i przystępuję do sedna sprawy. Danusia z tą czekoladką dała mi trochę w kość. Długo zastanawiałam się co by tu wymyślić. Decu odpadło, ponieważ ten kolor mi nie pasuje do niczego, a nie lubię ciemnych pudełek, szkatułek itp. przedmiotów. Robić, byle zrobić ten nie chciałam. Zawsze staram się by to co zrobię do czegoś się przydawało.
W końcu wpadłam na pomysł. Kilka miesięcy temu, chyba w lipcu zakupiłam w Lidlu takie pudełko z pieczęcią motyla. Podobał mi się bardzo
Jak się potem okazało przy tym motylku były tez farby akrylowe i szkic obrazka. No i teraz ten szkic pomalowałam. Uprzedzam, że ja to do pędzla się nadaję, ale ławkowca do malowania ścian. Zdecydowanie lepiej mi to wychodzi. Dziewczyny, które wspaniale operują pędzlem, proszę miejcie litość i uważajcie na szczęki co by Wam nie wypadły ze śmiechu.
Kolor czekoladowy jest? Jest! Pomarańczowy tez jest więc daje ten obrazek Stefankowi do pożarcia, o ile go nie wypluje.
Kolor czekoladowy sam w sobie lubię, choć ostatnio nie specjalnie mi z nim po drodze. Czekoladki mogą dla mnie nie istnieć, jednak tylko gorzka ma wstęp do mojej gębusi i to też sporadycznie. No więc skoro o czekoladkowych smakołykach mowa, to pozwólcie, że zaliczę równocześnie drugie zadanie i nakarmię tez Stefanię. Dlaczego biedaczka ma się przyglądać, jak Stefek zajada. Myślę, że strawa dla Stefci ładniejsza i smaczniejsza będzie, ale w końcu to dama i strawa powinna być podana elegancko.
To moje pierwsze w życiu różyczki z czekolady. Lepi się chyba gorzej niż z zimnej porcelany, bo topi się w rękach i trza się uwijać.
Czekoladę stopiłam w kąpieli wodnej...
Dodałam łyżkę miodu i zamieszałam. Gorącą wylałam na papier pochłaniający tłuszcz...
i po kilku godzinach można lepić, postępując z tym waflem jak
z modeliną.
Banerki oczywiście wrzucam.
Do miłego kochani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wszystkim zaglądającym i zostawiajacym komentarze, serdecznie dziękuję za odwiedziny i odrobinę uwagi.