31 sierpnia 2015

Spękania po raz drugi i marchewkowy komandos.

Witajcie kochani. Niby mam urlop i powinnam fajnie odpoczywać, a tu jakoś tak się składa, że wyjazdy tylko krótkie, na parę dni i to wszystko. Nie narzekam jednak gdyż w końcu mogę sobie z rana poleniuchować i pospać. Nigdzie mi nie śpieszno i taki błogi spokój. To chyba tez jest odpoczynek co nie? Całe szczęście, że jeszcze zdążyłam przygotować coś na zadanie kolorystyczne 
u Danusi. Jak wiele z Was miałam dylemat dotyczący koloru, ale W końcu brzoskwinka ma ich tyle, że coś chyba się dopasuje
 i Danusia zaliczy mi to zadanie. Nie jest to wielka praca. Wciąż czasu niewiele a chciałam troszkę poćwiczyć spękania dwuskładnikowe. Wykorzystałam do tego starą płytkę, pomalowałam na szary kolorek, potem szablon w listki, którym dodatkowo domalowałam złote obwódki. Myślę, ze nie za dużo tego złota i Danusia przyjmie tę pracę taką trójkolorową. Spękacze i na koniec lakier. Sami zobaczcie i oceńcie, czy może posłużyć jako podkładka np. pod świece?





Pracę zgłaszam oczywiście do zabawy w kolorki u Danusi. Obowiązkowy banerek


Osobiście lubię kolor brzoskwiniowy we wnętrzach choć w bardzo "rozmytych" odcieniach. Ciuszków tego koloru nie posiadam. Podobno mi nie pasują bo bladzioch jestem z natury. Same zaś brzoskwinki uwielbiam chrupać. Są idealnie słodkie i soczyste
 i nie przeszkadza mi ich "mysia" skórka. 
Drugą zabawę z warzywkami chciałam sobie odpuścić, gdyż nie mam talentu do takich dekoracji kulinarnych. Pomyślałam jednak, ze to przecież zabawa i nawet fajnie będzie jak pośmiejecie się troszkę z mojego dzieła. Ponieważ już dość późno nie wymyślałam nic nadzwyczajnego. Oto mój marchewkowy komandos. 


Drugi banerek


Zmykam nakarmić parę Stefanków. 
Was pozdrawiam serdecznie i do miłego poczytania. 









25 sierpnia 2015

Czerwone na czarnym.

Witajcie kochani. Hura. Wreszcie i u nas popadało. Całe szczęście bo już myślałam, że nie dam rady utrzymać roślin w dobrej kondycji. Teraz ziemia porządnie przemoczona i od razu wszystkie roślinki podniosły dumnie główki. Zbliża się jesienna pora, a w raz 
z nią ogrom ogrodowych prac. Przycinanie, przesadzanie 
i porządkowanie rabat z przekwitniętych kwiatów. Z tymi pracami będzie chwilowy problem, gdyż któregoś dnia podczas weekendu, mieliśmy włamanie do domku na działce i zniknęły wszystkie narzędzia, które teraz byłyby najbardziej potrzebne, jak duże sekatory czy nożyce. Jakiś niewdzięcznik, delikatnie mówiąc, przywłaszczył sobie wszystko pozostawiając po sobie totalny bałagan niczym z kryminalnego filmu. Możecie sobie tylko wyobrazić jaka byłam wściekła. Nie pozostaje mi nic innego jak uzupełnić swój dobytek narzędziowy bez którego nie posunę się 
o krok z ogrodowymi pracami. 
Zbliża się koniec sierpnia i czas najwyższy było wziąć się za realizacje kolejnego zadania we wspólnej nauce decu. Tym razem zadanie  nie wymagało od nas wielkiego wkładu pracy. Szablony. Cokolwiek to znaczy wbrew pozorom wymagało dokładności 
i cierpliwości. Moja pierwsza próba z szablonami i już kilka spostrzeżeń. Trzeba bardzo dokładnie przykleić szablon, gdyż inaczej może podpłynąć farba i zamazać wzór. Malować powinniśmy chyba cienkimi warstwami dla pewności, że nic nam się nie zamaże. Osobiście wykorzystałam inspirację przedstawioną przez Justynę. Bardzo mi się spodobała doniczka więc zrobiłam swoją wersję.


 


Nie jest to mój priorytetowy zestaw kolorystyczny, ale donice powędrują w świat i mam nadzieję, że się spodobają. 
Doniczki zgłaszam oczywiście do kolejnego zadania z Decu.



To tyle na dziś. Zmykam by popracować nad "brzoskwinką" 
i  "falą". Czasu mało. Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie, 
a szczególnie nowe obserwatorki. Dziękuję, że zajrzałyście 
i zechciałyście pozostać na dłużej.



19 sierpnia 2015

Makrama - spóźnione zadanie 2

Witajcie kochani. Czy ja zawsze muszę mieć "spóźniony zapłon"? Przegapiłam rozpoczęcie nauki makramy u Joasi i teraz chciałabym wszystko nadrobić. Jakoś Asia w swojej wielkiej dobroci zaliczyła mi pierwszą lekcję. Chciałam zdążyć z drugą i znowu się spóźniłam, bo Asia już podsumowała miesiąc. Nie mniej starałam się zaliczyć to zadanie. Nie wiem jak Wy to robicie dziewczyny, że z wszystkim nadążacie. Czasu mało to i Wy pewnie macie. Jakaś gapa jestem lub nie potrafię sobie dobrze zorganizować pracy. Prawdą jest, że ogród bardzo mnie potrzebuje i tam spędzam większość dnia. Organizuję sobie również nowy warsztacik w piwnicy więc i tu sporo czasu spędzam. Dopiero późnym wieczorem mogę coś potworzyć. Moje drugie zadanie w nauce makramy postanowiłam zrealizować robiąc bransoletki w dwóch kolorach. Musze wam powiedzieć, że tak jak nie lubię nosić biżuterii, tak bransoletki zwłaszcza takie eco, uwielbiam. Pierwszą zrobiłam z szarego i białego sznurka z przewagą tego pierwszego, a drugą identyczną w odwrotnych proporcjach. Sznurek był dość śliski i trudno wiązało się węzełki. Musiałam dość mocno zaciskać a i tak przy robieniu zapięcia szambalowego wszystko puszczało. Zrezygnowałam więc z niego i założyłam zwykłe zaciskowe zakończenia. 

Pierwsza ciemniejsza. Dwa szare sznureczki i jeden biały.


 Druga odrobinę jaśniejsza. Jeden szary sznurek i dwa białe. 


Obie bransoletki razem.


Mam nadzieje, że Joasia zaliczy mi i to zadanie choć spóźnione. Wierzę, że z trzecim zdążę na czas, bo do końca miesiąca trochę jeszcze dni zostało. 
Obowiązkowy banerek.


Pozdrawiam wszystkich zaglądających i dziękuję za przemiłe komentarze jakie jesteście łaskawi u mnie pozostawiać. 

16 sierpnia 2015

Gorąco, a one niestrudzenie kwitną.

Witajcie kochani. Koniec kolejnego upalnego weekendu. Podobno gdzieś w Wielkopolsce i na innych terenach przeszły nawałnice. Wiadomości są niepokojące. U nas na Pomorzu wschodnim wciąż susza, choć trochę popadało kilka dni temu. To wciąż mało. Ziemia spragniona wody pochłania wszystko co dostaje w mgnieniu oka. Aż żal patrzeć jak męczą się rośliny w ogrodzie. Robię co mogę, ale podlewanie nie wiele daje. Pomaga tylko przeżyć roślinie do następnego podlewania. Moje ukochane róże pochorowały się pewnie przez to palące słońce. Trudno, muszę poczekać na bardziej sprzyjającą aurę. Dziś krótko na fotkach zobaczycie co jeszcze kwitnie i nie poddaje się upałom. Najsilniejsze, najbardziej odporne na gorąco kwiaty, które przy niewielkiej pomocy kwitną przecudnie.  


Rudbekie omszone,które same sieją się po ogrodzie wyglądają wyjątkowo zdrowo i cieszą oczy swym słonecznym kolorem, jakby chciały upodobnić się do słoneczka, które im wciąż świeci.


Podobnie rudbekia błyskotliwa, która jednak wymaga więcej wilgoci.


Liliowce choć kwitną niestrudzenie, cierpią z powodu braku wody
 i zasychają im liście.


Słoneczniki jadalne, które posiałam rosną w niebo. Osiągnęły już ponad dwa metry. Mam nadzieję, że będą spore. W ubiegłym roku na słonecznikach przesiadywało całe stadko sikorek. Widok był bezcenny. Właśnie w nadziei, że w tym roku będzie podobnie, posiałam te słoneczniki.



Powojniki również się nie poddają....


Jedynie Tangucki przekwitł, ale nawet teraz jest dekoracyjny. Zbieram jego suche kwiatostany i susze, gdyż są wspaniałym materiałem dekoracyjnym


Jak wszędzie niezastąpione, przecudne hortensje bukietowe 
i ogrodowe, obsypane całą masa kwiatów.





Floksy czarują kolorami i urzekają zapachem. Uwielbiam je 
w dużej ilości, a jeszcze lepiej gdy stoją w wazonie niedaleko miejsca gdzie pracuję. Mogłabym je wąchać nieustannie.


Kwitną też w moich ulubionych  różach, pelargonie. W tym roku postanowiłam wyhodować je z nasion. Rośliny są silne i zdrowe, aczkolwiek zakwitły nieco później niż te zakupione w sklepie ogrodniczym. Niektóre maja płatki podobne do petunii.




Wreszcie zakwitł też Eukomis. Polecam te kwiaty cebulowe, gdyż charakteryzuje się ciekawym wyglądem i przywabiaja pszczoły, a o to powinniśmy zadbać by było ich jak najwięcej. Sami zobaczcie. 




Swą urodę zawdzięcza długiemu kwiatostanowi, na szczycie którego ukazuje się zielony pióropusz liści. Kwiaty te można uprawiać w gruncie i tak jak ja w pojemnikach. Wymagają jednak żyznej, próchnicznej gleby, i bezwarunkowo słonecznego stanowiska. Eukomisy lubią tez wilgoć, ale bez przesady. Lepiej jest podlewać je częściej i niewielkimi dawkami wody. Cebule do gruntu wysadzamy pod koniec kwietnia, niezbyt głęboko. Cebula powinna być tylko lekko przykryta ziemią. Jeśli chcemy sadzić cebule w pojemnikach, donicach czy koszach, należy pamiętać
 o zapewnieniu odpowiedniego drenażu na dnie, gdyż Eukomis nie znosi zalania. Tak posadzone cebule na zewnątrz wynosimy dopiero wtedy, gdy minie ryzyko przymrozków. Eukomis kwitnie w lipcu i w sierpniu. Jego kwiaty mogą osiągnąć nawet wysokość 50 cm. Można je zasilać nawozami do roślin kwitnących. Kiedy przekwitną nalezy ściąć kwiatostany, a pozostałą roślinę nawozić nawozem do roślin zielonych. Wówczas cebula odbuduje się 
i będzie znacznie silniejsza, co zapewni znakomite kwitnienie 
w przyszłym roku. Cebule wykopujemy pod koniec października 
i przechowujemy przykryte trocinami lub suchym piaskiem, 
w miejscu chłodnym i suchym.
To na dziś wszystko moi drodzy. Zmykam popleść troszkę węzełków. Może uda mie się ta sztuka. 
Pozdrawiam Was serdecznie.














10 sierpnia 2015

Makramowy debiut i młyneczek do kawy w "Bunkach"

Witajcie kochani. Nie będę się rozpisywała na temat upałów
 i gorąca jakie wszędzie panuje. Jest jak jest i musimy jakoś wytrzymać. Tym, którzy podobnie jak ja nie znoszą upałów, polecam michę z zimną wodą by zamoczyć stopy i można brać się za ręczne robótki. Żal mi tylko roślin w ogrodzie, gdyż doraźne podlewanie utrzymuje je tylko przy życiu, ale widać, że i one są już zmęczone upałami i bardzo ucierpiały. Trochę opadłam z sił 
i niczym konkretnym obecnie się nie zajmuję. Śledząc Wasze blogi podziwiałam makramowe bransoletki, wykonane przez niektóre 
z Was. Poszperałam po szufladach, znalazłam kawałek białego, bawełnianego sznurka i kilka koralików, które idealnie się nadawały do szambali. Tylko czy uda mi się tak poplątać sznurki by coś z tego wyszło? Oczywiście filmik instruktażowy musiałam obejrzeć
 i popróbować. Oj przypomniały mi się szkolne czasy, kiedy plotłam z konopnego sznurka kwietniki i makatki. Niestety czas zrobił spustoszenie w mojej pamięci i muszę uczyć się wszystkiego od początku. Węzeł płaski i spiralny? Proszę bardzo. Wyszło co wyszło, ale bransoletkę mam dziś na sobie. 




I jeszcze zawieszka wykonana węzłem spiralnym. Tak dla wprawy. 




Muszę nadrobić zaległości w makramie, bo spodobały mi się cuda robione tą techniką. Biżutka jest prześliczna, taka delikatna 
i elegancka. Ciekawe czy starczy mi cierpliwości i zapału. 
 Jakiś czas temu popijając kawusię wspominaliśmy lata 80- te kiedy kawy było jak na lekarstwo i trzeba ją było wystać 
w kilometrowych kolejkach. Stał człek i stał by otrzymać jedną, słownie jedną paczkę 100 gramowej Orient lub Selekt. Rany co to jest 100 gram? Kawa była ziarnista. Kiedy odwiedził nas krewniak ze Szkocji dowiedzieliśmy się, że mamy raj, bo u nich taka kawa 
w "Bunkach" jest bardzo droga i piją tylko pomielone odpady. Uwierzycie? W tamtych czasach mieliśmy skarb, ziarnistą kawę. Szaleństwo na mieloną przyszło o wiele później, a wraz z nim do kosza poszły wszelkie młynki do kawy. Niedawno dostałam 
w prezencie kilogram ziarnistej kawy. Fajnie, tylko co ja z nią zrobię, skoro młynka nie mam. Mamcia jednak przypomniała mi 
o młynku po mojej kochanej babuni. Mieliło się nim świeżutką kawkę będąc 
u niej w odwiedzinach. Przyniosłam z tej mojej przepastnej piwnicy takie coś.


Masakrycznie to wyglądało, a żarna oblepione były jakąś oleistą mazią, zapieczone i brudne. Pomyślałam, że nic z tego nie zrobię, ale uparta jestem jak osioł i wzięłam się za robotę. Rozebrałam to coś na czynniki pierwsze, oczyściłam, pomalowałam, pobawiłam się 
w transfer grafiki na medium, pokleiłam kawałkami serwetek, polakierowałam i mam teraz takie coś.




Najważniejsze, że młynek świetnie mieli na pył "bunkową" kawę, 
a zapach przy tym i aromat roznosi się po całej kuchni. A jak smakuje taka świeżutka kawka to możecie sobie wyobrazić. Młynek oczywiście wylądował na półce z pamiątkami po kochanej babuni.


Zmykam już. Może jeszcze coś uplotę ze sznureczków. Zrobiłam dziś spory zapas takowego i mam nadzieję, że uda mi się kolejna próba z węzełkami. Trzymajcie się jakoś w nadchodzących dniach. Pa kochani i do następnego. 



02 sierpnia 2015

Kwiaty lata i wyróżnienie.

Witajcie kochani. Wreszcie mamy prawdziwe lato. Ciepło, by nie powiedzieć gorąco. Niektórym taka pogoda odpowiada, ale ja wolę jednak umiarkowane ciepełko. Wiem, że dla tych, które właśnie odpoczywają, taka pogoda to marzenie. Cieszę się, że trafiłyście idealnie w pogodę. W ogrodzie siedziałam dziś z książką 
i w przerwach zastanawiałam się co tu wymyślić na zabawę 
w kolorki oraz na kolejną lekcję Decu. Trudno jakoś, bo Danusia wymyśliła jakiś brzoskwiniowy kolor. Pogłowię się jeszcze trochę. Mam nadzieje, że coś wymyślę i że zdążę to coś zrobić. Dziś jednak chcę pokazać Wam kolejna odsłonę mego ogródka i kolorowy świat kwiatów, które właśnie kwitną. Zapraszam na krótki spacer. 

Każdy z Was zna Yukki karolińskie. W tym roku wyjątkowo ładnie zakwitły.




 Przegorzan wyrósł na dwa metry. Przywabia całe masy pszczół. Czasem boję się do niego zbliżyć.


Gdzie tylko okiem sięgnąć kwitną ukochane kwiaty mego taty, Rudbekie w różnych gatunkach.




Budleja uwielbia towarzystwo Rudbekii i pięknie się z nią komponuje. Podsadzam nimi krzewy.



Nastał też czas Lilii. Te drzewiaste cudnie pachną. Szkoda, że nie możecie poczuć tego intensywnego zapachu. 




Pierwszy raz zakwitła moja Calla. Tylko jeden kwiatek, ale cieszę się ogromnie.


Na białej lawendzie pracowicie krzątają się owady. Nie jest ona bardzo dekoracyjna, ale za to jest rajem dla pszczół, trzmieli 
i innych owadów.



Powoli odkrywa swe kłosy Liatra. I tu grasują trzmielowate.



Hortensja Pinky Winky czaruje bielą kwiatów, by za chwilę zmienić kolor na różowy.


Dalie dodają energii ogrodowi. W przeróżnych kolorach posadzone są w różnych zakątkach ogrodu.


Pierwszy raz zakwitła też hortensja Strong Annabel. Gałązki nie do końca zdrewniałe, ledwo mogą utrzymać olbrzymie kwiaty o średnicy 25-30 cm.


Nie może zabraknąć też mojej faworytki, róża okrywowa Cubana. Wydaje się, że nigdy nie przestanie kwitnąć. 


No i nowość w moim ogródku. Własnego chowu zatrwian. Udał się i pięknie kwitnie, niestety w przewadze zółty kolor. Są dwa kwiaty fioletu i dwa białe. Cieszę się jednak ogromnie, bo to fajna roślinka do zasuszenia i wykorzystania w różnych ozdobach i dekoracjach.


Wiem, że to nie ładnie się chwalić, ale co tam. Muszę, bo radość mnie rozpiera. W sierpniowym numerze miesięcznika "Działkowiec" w związku z wyróżnieniem, jakie otrzymałam w ubiegłym sezonie, ukazał się artykuł o moim ogródku. Moja radość jest spora, ale najbardziej cieszą się moi rodziciele, którzy mimo słusznego już wieku, wkładają w jego pielęgnację całe swoje serce. Wszak to im w dużej mierze zawdzięczam tak wypielęgnowany 
i zadbany ogród. 


Dziękuję, że byliście ze mną i cieszę się na każde Wasze odwiedziny. Cieplutko pozdrawiam i życzę nieustającej pięknej pogody.