Może nie będę tym razem ostatnia, może uda mi się choć raz dobiec na metę na miejscu innym niż ostatnie. Mam na myśli oczywiście złożenie Wam relacji, krótkiej relacji, z kolejnego już spotkania na szczycie. Grupa G8 w składzie DEDMOJAH, na swój zlot wybrała bardzo pilnie strzeżone, na skraju wojskowego poligonu miejsce w Toruniu. Otoczone lasami dawało nadzieję
na bezpieczne i spokojne przeprowadzenie rozmów oraz szkolenia z zakresu umiejętności manualnych w różnych technikach rękodzielniczych, poszerzenie wiedzy o panujących stosunkach w grupie oraz wzajemne wsparcie techniczne
i psychologiczne .
Szkolenie jak widzicie bardzo fachowe i bardzo ważne. Po rozlokowaniu się grupy w bazie, przyznaniu kwater, zaopatrzeniu w prowiant i niezbędne środki ,
przyszła kolej na część nieoficjalną szkolenia. No i się zaczęło.
Kochani na stół wjechały paczuchy, paczki i paczuszki. Każda z nich zawierała odrobinę serca. Rany ile tego się nazbierało. Takie widoki to tylko na święta Bożego Narodzenia pod choinką można zobaczyć i to tylko w dużych rodzinach i pod warunkiem, że wszyscy byli grzeczni.
Serducho podskakiwało do gardła z wrażenia i odbierało głos.
Dopiero po zażyciu "kropel wzmacniających" udało mi się odzyskać równowagę i głos. Po chwilach radosnego uniesienia, przyszła jednak kolej na prawdziwe szkolenie. Ogromny stół zapełnił się wszelakim dobrem przydasiowym. Aż dziw bierze, że w tym galimatiasie znajdowałyśmy to, co potrzebne do pracy.
O matulu. Wykładały same mistrzynie. Na pierwszy ogień, szkolenie z zakresu machania ostrym narzędziem zaopatrzonym w nici. Miałyśmy trafić w dziurki mniejsze niż pchła i to na chybił trafił, bo oświetlenie słabiutkie nam zafundowali. Ciężko było okrutnie, jako że większość posługiwała się drugą parą oczu.
Kolejne szkolenie to połączenie paćkania, prasowania i zgniatania. Tak, tak najpierw żelazko, a potem zgniatanie. Chyba niezbyt logiczne co nie? Kursant nie pyta, kursant pracuje. Pod wnikliwym spojrzeniem Pani D, udało się prawie wszystkim zaliczyć szkolenie. Niestety ja oblałam. Byłam na wagarach.
Do kolejnego jednak już się przyłożyłam w obawie, że mnie wyleją z kursu, albo co nie daj Bóg wypiszą z grupy.
Tym razem Pani E. zarzuciła nas wielokolorowymi paseczkami. Siedziałyśmy tak godzin kilka i zwijałyśmy je, jak te świstaki. Na dodatek wręczyła karbownicę. No wiecie co? Dotychczas myślałam, że tym narzędziem to się loki i fale robi na głowie, ale nie, na paseczkach też można. Z tego całego zwijania i klejenia papierowych pasków na sztorc( nie łatwa to sztuka) jakoś tak jesiennie się zrobiło. Opadły kolorowe liście klonu i dębu.
Mistrzyni zaliczyła wszystkim prace.
Sami zobaczcie jaki efekt przyniosło to nasze posiedzenie. Całkiem fajny urobek zwłaszcza, że wszystkie techniki owego rękodzieła dość czasochłonne i precyzyjne były.
Jeśli myślicie, że to wszystko, to jesteście w błędzie. Dziewczynom było mało i mało. Posilając się "kropelkami wzmacniającymi", z premedytacją zmuszały ręce do wysiłku, nie dając im wytchnienia ani na moment. Machały czółenkami i szydełkami, że ja oczopląsu dostawałam obserwując ich działania. Musicie koniecznie to zobaczyć. Wystarczy odwiedzić blogi
Danusi,
Ani, Eli,
Marysi,
Justynki,
Dorotki i
Oli.
Żeby nie było, że siedziałyśmy tylko popijając i zajadając smakowitości, w które nas zaprowiantowano. Sztab szkoleniowy zorganizował nam również marsz na orientację. Kierunek Stare Miasto. Z dotarciem do celu nie było większego problemu, bo przecież co niektóre to stare harcerki i drogę na azymut znajdą. Urokliwe miejsca, piękne budowle, klimatyczne zakątki. Słowem Toruń zachwyca. Kto nie był, musi tam zawitać.
Było spotkanie z osłem, zdobywanie wieży ratusza i "modły" na Piernikowej Alei Gwiazd. Tak, tak "modły". Już tłumaczę. By zrobić poniższe pamiątkowe zdjęcie, wszystkie musiałyśmy dość mocno przyklęknąć na ziemi, tworząc kółeczko.
Trochę sensacji wzbudziłyśmy widocznie taką pozycją, gdyż pewna starsza Pani pomyślała, że się po prostu modlimy. W końcu Toruń, to siedziba Ojca Dyrektora i pewnie niejednokrotnie podobne sceny mieszkańcy Torunia oglądają.
Na koniec pokażę wam moje małe skrzyneczki, które podarowałam dziewczynom na tym spotkaniu. Mam nadzieję, że przydadzą się do przechowania drobiazgów, których u rękodzielniczek zapewne jest sporo.
Zdradzę Wam jeszcze, że Sztab szkoleniowy wyznaczył już przybliżony termin i miejsce kolejnego szczytu Grupy G8. Ciekawe jakie atrakcje nam zafundują i jakie tematy kursów wybiorą. Coś tam już w trawie piszczy. Wiem jedno... łatwo nie będzie.
Tak na poważnie. Dziewczyny bardzo, bardzo Wam dziękuję za ten wspaniały czas, śmiechy, śpiewy i rozmowy. Jesteście nie do podrobienia. To zaszczyt być w tak doborowym, energetycznym towarzystwie. Życzę Wam i sobie, by mimo upływającego nieubłaganie czasu, nie brakowało nam sił, zdrowia i radości i by wciąż nam się chciało.....
Do miłego wszystkim.