25 listopada 2018

Karteczkowy post i SAL z zegarem

Na dworze szaro, buro i ponuro. W takie dni nie mam właściwie ochoty na nic. Jednak siedzieć i pilotować tv to nie dla mnie więc dzisiaj poczytałam sobie zaległa lekturę i w końcu stwierdziłam, że mogłabym wziąć się za kartki na Anulkową zabawę. Jedną przecież dam radę, a i myśli skieruję na inne tory. Rozłożyłam sobie warsztacik, przytargałam kilka pudeł i ....... oj  .... goście idą. Sobie myślę fajnie, ale znów nic nie zrobię. Macie tak? Z jednej strony radość, że ktoś nas przyszedł odwiedzić, bo to znaczy, że jesteśmy dla tego kogoś dość ważni, ale gdzieś z tyłu głowy..... "nic nie zrobię." Było miło i sympatycznie, jak to u nas w rodzince. Na szczęście zostało mi jeszcze trochę dnia, czy popołudnia i poczyniłam kartki. Nie są najwyższych lotów, ale jedna szczególnie mi się podoba. Zgadnijcie która? 


Na początek kartka w/g wytycznych : róża, nutki, ptaszek.





Trochę poszłam na łatwiznę. Nutki i ptaszek to takie dwa 
w jednym, a róża to baza kartki. 

Kolejna kartka to " Biały, ptaszek, gałązka świerkowa"




Nie muszę pisać gdzie co się znajduje. Widać gołym okiem, że ponownie na łatwiznę poszłam.

Ponieważ tak dobrze i szybko mi szło , zmajstrowałam jeszcze jedna karteczkę według wytycznych: róża, biały, zielony.



Jeszcze tylko kolaż i mam nadzieję, że Ania zaliczy. 

   
Jeszcze jedna sprawa. Jakieś dwa tygodnie temu zapisałam się na SAL( Nie do końca rozumiem co oznacza ten SAL)  z zegarem, który zorganizowała i pięknie zapewne poprowadzi Ania.
 Zasady znajdziecie TUTAJ i jeśli jeśli któraś ma ochotę można jeszcze dołączyć. Zapraszam serdecznie. 
Moje materiały dotarły drogą okrężną, ale najważniejsze że dotarły. Można i tak, przez Rzym na Krym jak powiadają.



Najważniejsze, że mogę rozpoczynać pracę, a czy sobie z nią poradzę to się zobaczy.



Zmieniłam odrobinę odcień użytych we wzorze nici.
Czas start. Dobrze, że jest dużo czasu na wyhaftowanie całości. Może się uda. 
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie . Trzymajcie się ciepło.












16 listopada 2018

Miało być w Zaduszki

Ten post miałam opublikować 1 lub 2 listopada w dzień wszystkich świętych lub dzień zaduszny.  Niestety los sprawił, że tak się nie stało. Życie napisało nieoczekiwany scenariusz. Scenariusz, który odizolował mnie od życia blogowego i nie tylko, dość skutecznie. 
Jeszcze w październiku bawiłam się troszeczkę w decu
 i przygotowałam komplet świeczników.  Mają być upominkiem więc pozwolę sobie tym samym na zaliczenie zabawy u Reni. 
Niby nic skomplikowanego, ale jestem z tych świeczników bardzo zadowolona. Czasem przesada w upiększaniu jest zupełnie niepotrzebna. Jak myślicie? Takie proste tez są ładne prawda?




Tak się zachwyciłam nimi, że powstał kolejny komplet. Dla kontrastu w bardzo energetycznym kolorze, bardziej pasującym 
do zbliżających się świat Bożego Narodzenia. 




Ten komplet w bardziej nowoczesnym stylu. 


Nie wiem dlaczego podczas malowania tych świeczników przypomniał mi się wiersz L. Staffa, który prześladował mnie przez kilka dni, a przecież już dawno o nim zapomniałam. W myślach recytowałam go jak niegdyś w szkole. Znacie go wszyscy.  
Dziś myślę, że był to znak. 

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...


Pozdrawiam wszystkich serdecznie i ciepło.