Jeszcze w szkole, kiedy dostawałam do ręki mapę i miałam się nią posługiwać, czy to w marszu na orientację, czy na tzw. harcerskich złazach, lub trasach turystycznych, byłam przeszczęśliwa, gdyż bardzo lubiłam tego typu zajęcia. Zupełnie inaczej jest z mapkami do kartek. Niby wszystko jasne, niby łatwiej, bo nie trzeba główkować co i gdzie umiejscowić na kartce, a jednak nie specjalnie mi to wychodzi. Może z upływem lat, nie bardzo lubię gdy ktoś, coś mi narzuca. Karteczki jednak lubię tworzyć i choć czasem nie do końca jestem z nich zadowolona, to uparcie je robię. Tym razem miałam kłopot z pierwszą kartką. Doszukując się wytłumaczenia problemu doszłam do wniosku, że zbyt długo ich nie robiłam i zabrakło weny twórczej. Z drugą poszło już gładko. Sami zobaczcie.
Mapki wyglądały tak:
Moja interpretacja zaś wygląda tak:
Wyszło tak sobie i wystawiam sobie ocenę 3+ no moze 4-.
Druga karteczka jest czekoladownikiem, który nie jest typowo walentynkową kartką, ale zawiera wszystkie elementy według podanej mapki.
Jest przeznaczona dla mojej wspaniałej bratowej i przyjaciółki.
Z tej pracy jestem już zadowolona.
Obie zgłaszam do zabawy Anulkowej.
Skoro już poczyniłam dwie, to z rozpędu powstała trzecia, jednak już poza konkursem.
Natknęłam się w swoich przydasiach na niewielki haft króliczka.
Kilka lat temu dostałam go od naszej blogowej koleżanki Danusi, której nie ma już wśród nas. Muszę powiedzieć Wam że tak drobnego haftu krzyżykowego nie widziałam nigdy u nikogo więcej.
Postanowiłam go wykorzystać do karteczki.
Pewnie znowu przesadziłam z dodatkami, ale ogólnie jestem z niej zadowolona.
Cieszę się, że ponownie zdążyłam w terminie zaliczyć zabawę u Ani. Ostatnie dni, ze względu na panującą aurę i kilkudniową migrenę dały mi nieźle w kość. Na szczęście pogoda dziś wspaniała i wszelkie dolegliwości ustąpiły.
Pozdrawiam Was bardzo ciepło i życzę zdrówka, bo to dzisiaj najważniejsze.