09 grudnia 2018

Skrzatowisko

Mikołajki minęły. W mieście zrobiło się kolorowo i radośnie. 
Na ulicach mnóstwo dekoracji. Jak nigdy w tym roku sporo się podziało w naszym niewielkim mieście. Wypiękniał rynek po rewitalizacji, moja ukochana ulica, najpiękniejsza w mieście, dostała po latach to na co zasłużyła. Teraz jest prawdziwą aleją, pełną kwiatów, krzewów, drzew, a póki co lampek i świątecznych dekoracji. Jest cudnie. 
Jeszcze w październiku wspólnie z mamą zabrałyśmy się za szycie skrzatów, gnomów czy jak je chcecie nazywać. Wspólnie po wielu próbach i eksperymentach stworzyłyśmy pierwszą  czwórkę..
 Miały być dla prawnuków. 




Później miały powstać kolejne. Może troszkę inne. Powstały 31 października. 
 Skrzaciki były w rozsypce. Tu rączki, tam nóżki. Mamcia nie zdążyła już ich poskładać do kupy. 
Chciałam jednak je skończyć, choć ja z maszyną jakoś  nie polubiłyśmy się jeszcze, choć widzę światełko w tunelu.


Kolejny Gnom jest spory. 85 cm wzrostu i 60 dag wagi. 
Z tego jestem podwójnie dumna, bo jest już prawie tylko mój. 
Mamcia pewnie się uśmiecha do niego.




No ale jeszcze nie wszystkie.  Miała być rodzinka. 
Wzór był i chyba nauka nie poszła w las. Usiadłam i uszyłam tym razem całkowicie samodzielnie dwa kolejne skrzaciki. 




Tak to powstała cała rodzinka skrzatów, tak różnych jak różni są obecni ich właściciele.
Część została w rodzinie, część powędrowała w świat. 

 


Muszę Wam powiedzieć,że maszyna wydaje się współpracować ze mną coraz bardziej więc może kiedyś powstaną inne szyjątka?
 Kto wie, kto wie?

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i ciepło z deszczowego, pochmurnego Pomorza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystkim zaglądającym i zostawiajacym komentarze, serdecznie dziękuję za odwiedziny i odrobinę uwagi.