22 lutego 2020

Abecadło z igły spadło.

Pewnie większość z Was lubi podróżować. Od czasu, gdy mogłam sama, bez opieki rodziców,  ruszyć w świat, każdego roku podczas wakacji, czy urlopu wyruszałam w Polskę, wybierając sobie wciąż nowe kierunki, nowe miejsca, wyznaczając nowe cele do zdobycia. Moją pasją były górskie wędrówki więc dodatkowo każdego roku ruszałam na górskie szlaki. Do dziś umiłowanie gór z ich niepowtarzalnymi urokami, gości w moim sercu i choć sił już brak na wysokogórskie spacery, to zawsze miło powspominać tamten czas. To co zobaczyłam siedząc na szczytach Tatr, jakich doznałam wrażeń przemierzając bieszczadzkie szlaki, jak mocno biło serce gdy poznawałam kolejno Karkonosze, Pieniny czy niewielkie Góry Świętokrzyskie to moje i nikt mi tego nie zabierze. Było cudownie i każdy urlop spędzony na wędrówkach uznawałam za bardzo udany. Jak moment wejścia na szczyt, jak pierwsze spojrzenie ze szczytu, jak głęboki oddech po "zaliczeniu" kolejnego cudownego miejsca, tak powrót do domu wzbudzał tyleż samo emocji i ekscytacji, a w głowie i sercu wybrzmiewały słowa: "nareszcie w domu".  Prawdą bowiem jest niezaprzeczalną, że:


taki oto obrazek poczyniłam  w związku z zabawą jaką na swoim blogu prowadzi Ania. Kto jeszcze nie dołączył do zabawy zapraszam po wytyczne.
Projekty napisów i ich zamiana na krzyżyki to mozolna praca  naszej nieocenionej Oleńki z bloga https://papierolki.blogspot.com/.
Mój obrazek nie jest idealny. 


Chciałam dobrze, wyszło jak zwykle. 


Napis miał być w założeniu  bardzo delikatny, wyszedł zbyt delikatny, bo chyba mało widoczny.  Jest jak jest i już nic nie zmienię. 
Cieszę się, że zdążyłam z haftem.  
Obrazek będzie fajnym prezentem dla kogoś z rodzinki, choć nie wiem czy pozostanie w takich ramkach. 


Poza haftem z uporem maniaka obłaskawiam maszynę i poznaję tajniki  szycia.  Dziwie się sobie, bo przecież nie tak dawno, zarzekałam się, że ja nigdy, przenigdy  nie usiądę do maszyny. Czuję, że ktoś tam wysoko uśmiecha się teraz znacząco. 
Moje pierwsze prace nie są idealne. Wiem, że jeszcze braki, trochę czasami krzywo, że nie tak. Do perfekcji daleka droga. Szczegółów czasem nie widać na pierwszy rzut oka więc mogę spokojnie pokazać Wam kolejne króliczki, pokraczki. 


Dla tego królika skroiłam nawet pierwsze w życiu spodenki.
By nie było mu smutno dostał opiekuna. 


Teraz razem powędrują w świat. 


Jak myślicie? Warto pogłębiać technikę maszynowego szycia? 
Pewnie powstanie jeszcze jakiś królik, może pani królikowa. 
To na dziś wszystko. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i życzę miłej
 i cieplutkiej niedzieli. 






1 komentarz:

  1. Zastrzeliłaś mnie tymi Uszakami!
    Użycie maszyny do szycia to jedno ale umiejętność uszycia na niej takiego uszaka to już ogromne osiągnięcie!
    Brawo!
    Ja na razie maszynę używam tylko do poprawek krawieckich. Tych niezbędnych.Naszyłam się w swoim życiu tyle, że już nie mam ochoty tworzyć...
    Na razie. Mozę na emeryturze. Może dla wnuków, jak się pojawią... ;)

    A mnie się ta twoja "delikatna" wersja bardzo podoba.
    Nie wpadłabym na to, żeby użyc białej muliny ...
    Rezultat jest tyleż zaskakujący co interesujący.

    OdpowiedzUsuń

Wszystkim zaglądającym i zostawiajacym komentarze, serdecznie dziękuję za odwiedziny i odrobinę uwagi.