Leniwie nadal, aczkolwiek powolutku budzę się z letargu i zaczynam wkraczać w świat rękodzielniczy. Podziwiam na Waszych blogach cuda, które tworzycie
i z zachwytu wyjść nie mogę. Powstają piękne rzeczy. Tylko cieszyć się wypada, że rękodzieło górą, że kobitki nie marnują czasu nam danego i wykorzystują każdą chwilkę, każdą minutę wolną od codziennych obowiązków, na tworzenie
i spełnianie się w swoich pasjach. Tylko podziwiać. A ja? A ja jaja sobie robię. Nie znaczy to, że nic nie robię, nie znaczy to, że żarty się mnie trzymają, choć tu można by podyskutować, bo lubię pożartować z czegoś, lub nawet z kogoś. Wszak jestem podobno pogodnego i wesołego usposobienia. Kto dobrze mnie zna, wie o czym mówię. Robię sobie jaja w dosłownym znaczeniu.
Nigdy jeszcze nie robiłam takich jaj i postanowiłam w nowym roku spróbować swoich sił w tej technice. Karczochy, bo o nich mowa, od dawna budziły moje zainteresowanie. Teraz nadszedł dobry czas, by spróbować. Z pomocą oczywiście przyszła mi nasza nieoceniona Anulka. To u niej na blogu znalazłam świetny kursik obrazkowy na wykonanie takiego jaja. Kto nie widział może zajrzeć TUTAJ. Aniu dzięki za pomoc.
Pierwsze próby już za mną. Z każdym jajem nabieram doświadczenia i powstają już w głowie nowe pomysły na wykorzystanie tej techniki. Jak poszło oceńcie sami.
Ta wersja jest również ciekawa w formie.
Przyznam, że fajnie się te jajeczka robi. Zauważyłam, że nie każda wstążeczka idealnie się układa. Niektóre są zbyt delikatne, miękkie i trudno je idealnie ułożyć. Najlepsze są sztywniejsze. W moim przypadku to te w groszki, białe i żółte były idealne i praca z nimi była łatwiejsza. Przy okazji kolejnych zakupów muszę zwrócić na to uwagę.
To chyba wszystko na dziś. Zmykam do Was. Dużo się podziało przez weekend.
Pozdrawiam serdecznie i życzę spokoju i udanego tygodnia.
Ale jaja!
OdpowiedzUsuńCzyli koszyczek świąteczny juz masz gotowy.
Pięknie.
A wbrew pozorom to trochę czasochłonne.
zresztą, jak całe to rękodzieło...
A czas to dzisiaj towar niezwykle deficytowy