10 lutego 2016

Moje karteczki i odrobina wiosny!

Witajcie kochani. 
Jak ten czas szybko leci. Wydawało się, że było to tak niedawno, 
a tu już minęło 35 lat. To przecież kawał czasu. Kilka dni temu mój kochany chrześniak obchodził swoje 35 urodziny. To przeciez niemożliwe. Przecież pamiętam jak ubierając go w pieluszki ( wtedy były tylko z tetry) przed wyjazdem do kościoła, wspaniałomyślnie obsikał mi sukienkę. Czyżbym była już taka stara? Nie, na pewno nie. Tak mi się tylko wydaje, przeciez to ja czuje się na te 35 lat. Hahaha. No tak, ale przecież łamie mnie już w kościach, oczy bez szkiełek już nic nie widzą i o emeryturze powoli myślę. To chyba jednak to nie ja mam te 35 latek. Właśnie z tej okazji poczyniłam jubileuszowa karteczkę. Pomyślałam, że wykorzystam motyw serduszka  i będzie na zabawę karteczkową u ANULKI. Zegar jest symbolem upływajacego czasu, a serducho dostało obwódkę ze starego zamka od spodni.


Jak już była ta pierwsza i bałagan zrobił się totalny, to z marszu powstały jeszcze dwie karteczki wielkanocne.



No i oczywiście dwie bożonarodzeniowe. 
Miał być bałwanek i jest, choć ze skrawków białej skórki i taki trochę koślawy, to mam nadzieje, że Anulka rozpozna w tym jegomościu bałwanka.


Druga karteczka powstała na bazie własnoręcznie zrobionego papierka według jej kursiku, który bardzo mi się spodobał. Kto jeszcze nie wie, na czym polega produkcja własnych papierków nich zajrzy TUTAJ. Aniu wyszło rewelacyjnie, gładko jak dupcia niemowlaka. Bardzo Ci dziękuję za ten kursik. Będę często korzystać z tej metody


Karteczki zawarte w kolażu zgłaszam do zabawy naszej Ani.


Obowiązkowy banerek


Chociaż jeszcze bałwanki królują w zabawach, u mnie w ogródku pojawiły się pierwsze oznaki wiosennej aury. Niby jeszcze niewielkie, ale ku radości mojego serca coś już widać i mam nadzieję, że teraz to już z górki. Sami zobaczcie. Ogród niby jeszcze śpi, ale.........



Gdyby ktoś nie rozpoznał to są to Krokusy, które nieśmiało wychylają się z ziemi.



Te zaś maleństwa to Narcyz


A tu ku mojej radości otwieraj się pąki Karagany. 


Czyż nie wspaniały widok. 
Tym wiosennym, radosnym akcentem kończę dzisiejsza pisaninę. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca. Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko.







05 lutego 2016

Powrót do sznureczków

Witajcie kochani. Dzień leci za dniem, a ja wciąż nie umiem się zebrać do roboty. Jakoś tak ani specjalnej chęci, ani pomysłów. Totalna pustka w głowie. Chyba pogoda mi nie pasuje, bo wiało jeszcze wczoraj okrutnie, a moja głowa dawała o sobie znać przez kilka kolejnych dni. Nerwa miałam nie wiedzieć czemu i kręciłam się po chałupie jak mucha w smole. Zabierałam się za różne rzeczy
 i żadnej nie kończyłam.  W końcu postanowiłam wrócić do sznureczków, które zawsze mnie uspokajały i relaksowały. Nic nowego nie stworzyłam, ale poplątałam sobie bransoletki, których wzór już znacie. Tak mi się jednak podoba ten wzór, że poczyniłam sobie jeszcze dwie w różnych wariacjach koralikowych. Chyba już tradycyjnie czarna, choć tym razem z turkusowymi koralikami. Na zdjęciu wyszły jakieś bardziej niebieskie, ale ze zdjęciami to nie umiem sobie poradzić. Muszę sporo popracować nad ich obróbką. 



Niedawno zrobiłam też białą dla AGNIESZKI na urodzinki. Przyznam, że bardzo mi się podobała, bo przecież ja uwielbiam biały kolor. Zrobiłam więc dla siebie identyczną. Na lato będzie jak znalazł.



W ten sposób doszłam do spokojności umysłu i szybko wzięłam się za warkoczyki, bo przecież termin ma się ku końcowi, a ja jeszcze nic nie zrobiłam. Warkoczy nigdy nie potrafiłam zapleść i choć jako młoda dzierlatka miałam bardzo długie włosy, warkocze plotła mi mama, babcia albo sąsiadka. Heheheh pamiętam jeszcze takie olbrzymie kokardy, które wyglądały jak wiatraki we włosach. Moje sznureczkowe warkocze są skromne, ale przynajmniej poznałam co, z czym i jak się plecie. Pierwsza powstała plecionka z ośmiu sznureczków. Trochę trwało zanim dobrze rozpoczęłam pracę. Jakaś nieogarnięta chyba jestem. Wciąż coś mi się nie zgadzało, ale jak już załapałam, to poszło dość szybko. Plecionkę przyłączyłam do kluczy.




Trochę to było mało wiec zrobiłam jeszcze tak zwanego kłosa. Tym razem z czterech sznurków w dwóch kolorach. Bransoletka jest podwójnie zawijana i myślę, ze tak lepiej się prezentuje. 



Muszę jeszcze do niej dołączyć kawałek łańcuszka i jakąś zawieszkę, ale w chwili obecnej nie mam. Trzeba coś zakupić. Te dwie prace zgłaszam oczywiście do wspólnej lekcji makramy.


 Ufff, ciesze się,że zdążyłam z tymi warkoczykami. Wiem, że szału nie ma, ale i weny twórczej brak. 
To na dziś wszystko. Życzę Wam kochani wspaniałego weekendu. Wybieram się jutro do ogrodu. Może cos fajnego się tam dzieje? Zobaczymy.