Witajcie kochani.
Dzisiaj wreszcie zaświeciło słoneczko i powiem Wam, że czułam się wspaniale i humor człowiekowi wrócił i dobre samopoczucie. Zapachniało wiosną i choć śniegu jeszcze leży bardzo dużo, to zatęskniłam za swoim ogródkiem i zapewne jutro wybiorę się tam na spacer.
Dzisiaj jednak, póki czas pozwala i ogród aż tak bardzo nie wzywa, pokaże Wam moją interpretację Print room. Ciekawa nazwa, ale nie kumam, dlaczego ten room? Co do printu to wszystko jasne. Wygląda to na nadruk, wydruk czy coś takiego.Technika, której poznanie i oczywiście wykonanie zleciła nam Renia w 21 lekcji decu. Technika, którą i owszem już widziałam, ale nie miałam pojęcia o jej nazwie. Nie wiem, czy to o to chodziło w tej pracy. Mam nadzieję, że spełniłam wymogi.
Znalazłam gdzieś dość podniszczony ceramiczny świecznik. Trochę straszył już swoim wyglądem, dlatego był głęboko schowany.
Ponieważ nie bardzo lubię czarny kolor w takich dekoracjach, postawiłam na popielaty. Myślę, że może też taki być. Sami oceńcie.
Najważniejsze, że mamcia zachwycona i już wyszperała wazoniki do kompletu. O rany. Hehehe.
Nie wiem czy zdążę je "odrestaurować" by pokazać komplet, dlatego już dziś chciałabym zaliczyć zadanie z decu.
Dziś już więcej nie zawracam wam głowy. Pora robi się późna,
a jeszcze trochę muszę popracować. Nie, nie. Nie nad robótkami. Rozpoczęłam sezon PITów. Przypominam wszystkim blogerkom, że nasza koleżanka jest w potrzebie i jej córeczce możemy ofiarować swój 1% na rehabilitację. Szczegóły i KRS TUTAJ..
Pozdrawiam Was cieplutko. Dziękuję wszystkim, że do mnie zaglądacie i słóweczko zostawiacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wszystkim zaglądającym i zostawiajacym komentarze, serdecznie dziękuję za odwiedziny i odrobinę uwagi.